Taaaaa.....
Biaduląca babuleńka w końcu poskarżyła pielęgniarkom i te delikatnie acz zdecydowanie usunęły młodą z łóżka.....
Babuleńkę podłączyli do aparatury i dopiero zaczęła nam nadawać,że się nie dało na niczym skupić,tylko uciekać z sali.....
Na dodatek trzeba jej było przy obiedzie pomóc,no dobra,czemu nie,na szczęście tylko na 1 dzień jest.....
Toteż podsunęłam jej szafkę i ustawiałam ,by mogła zjeść,w końcu palce też nieźle miała pokręcone przez reumatoidalne zapalenie stawów.....
Potem trzeba było to poukładać , nie usłużna jestem, ale pomaganie nie hańbi,więc pomogłam.....
Po czym zostałam wysłana po kawę do aparatu na taras z odpowiednimi zaleceniami, z mlekiem, bez cukru.....
Babcia była zachwycona,tylko nie ma się czym zająć,a nie może zasnąć.....
To pożyczyłam jej gazetę,(może się zamknie wreszcie!),którą mi Cioteczka dała ("Do Rzeczy" jakżeby inna......),na którą zaczęła pluć, bo ona "Newsweek'a"czyta,a często jej mówią,'pani,jak pani może to czytać!?',a co się wypowiadają , jak nie wiedza co w środku jest napisane.....
Po chwili zadumania zreflektowała się i oświadczyła,że ona jednak przeczyta tą moją gazetę, bo trzeba poznać ,żeby wiedzieć o czym się mówi.....
W związku z tym poprosiła,bym jej wyciągnęła okulary z małej torebeczki, takie do czytania, bo te co ma to dla urody.....
Uff, wyciągnęłam jej te okulary i wyniosłam się z sali,pod pretekstem zakupów , bo znów mi jakieś zadanie znajdzie,a zakupy w sumie i tak poczyniłam i znów obżerałam się rogalem z czekoladą.....
Szkoda tylko,że na tym tarasie wszyscy palą i w końcu wrócić musiałam,bo oddychać oczywista nie mogłam..... Na sali coś wspomniałam ,że wszyscy tam palą,a ewidentny zakaz jest i znaki wywieszone, babcia podjęła temat i nawijała o szkodliwości papierochów itp. itd.
Hipochondryczka jak nigdy, nie włączyła się do rozmowy, choć zwykle ma dużo do powiedzenia, ale mówiła lekarzom, że nie pali,więc podtrzymywałam babkę w szkodliwości palenia.....
Ta jeszcze powiedziała,że Pani Profesor nie znosi palaczy i jak taką jedną ,co przyszła zaraz śmierdząca po fajce, miała badać i wyczuła, to tak ją opieprzyła,że w takim razie Ona jej leczyć nie będzie i może się zabierać z oddziału, że takiej Profesor to ona nie widziała, to hipochondryczka wyglądała na jakąś przybladłą.....
Po południu znów skoczyłam na taras z rogalem (tym razem ja tu chyba przytyję przez te rogale.....), wchodzę, a tu co widzę z daleka w oknie!?!
Oczywiście hipochondryczka z fajką.....
Musiała mnie zobaczyć kątem oka, bo schowała się we wnęce okiennej, a ,olałam to ,zrezygnowałam z herbaty przesiąkniętej papierosami i poszłam na dół z moim rogalem...Zaawansowane reumatoidalne zapalenie stawów,słaba morfologia,łazi wszędzie w maseczce,że taka nie odporna,a tu okno otwarte,zimno na dworze i papierochy.!!!!!Niech mi tylko spróbuje gadać,że jej się ciężko oddycha,albo drzwi otwierać,bo jej duszno!!!!!I jak tu takich leczyć!?!
Siadłam sobie na krzesełkach pod oddziałem reumatologii czekając na telefony z Mają i Kati, bo ta miała czasu chwilę o dzieckach pogadać, a tu nadeszła starsza paniusia w płaszczu,białym berecie, czerwonym szalu, z saszetką zawieszoną na szyi i dwoma kulami i zaczęła do mnie przemawiać,czy mogłabym jej pomóc i popilnować jej płaszcza i swetra (białego wyciągniętego) jednego z najlepszych(.....),bo ona do Pani Profesor musi pójść.....
Oczywiście przytaknęłam,niech zostawia, zaproponowałam nawet, by zdjęła ten beret ze swych siwych włosów,bo jej za ciepło będzie,ale dama mi na to,że jest nie uczesana,więc zdejmować nie będzie..... Sic!;)
Poszła,ja gadałam przez telefon z dziewczynami po kolei, wróciła niedługo i oświadczyła mi, że nic nie jadła i zamówiła sobie catering w 'świecie smaków' i ona teraz pójdzie po niego,bo mają go przywieźć i jeszcze zostawi mi pod strażą 'cenne' okrycia.....
Wróciła po półtorej godziny.....
Ja nagadałam się już ze wszystkimi, sikać mi się chciało, kolacja się zbliżała,a tej nie było.....
Stwierdziłam w końcu,że jak do kolacji nie przyjdzie,to pal ją licho, kto jej zabierze taki paskudny porwany płaszcz, a mnie kolacja ominie!!!!!
Na szczęście przyszła krótko przed,ale chciała leźć jeszcze do dyżurki, to jej powiedziałam,ze sorry, ale ja już się zwalniam z obowiązku szatniarza!
Oto cenne odzienie owej paniusi.....
(i mój notatnik.....;)
No dobra .....
Na jej miejscu zalegała już prawdziwa młodzież,bo 25-letnia, także nieźle, nie wygląda na chrapacza.....
Akurat jak wychodziłam pod prysznic przylazła Cioteczka i zaraz do mnie co to ja mam za klapki dziwne (mam od niej takie porządne drewniaki,w których musowo chodzę po szpitalu), gumowe jakieś i z kwiatuszkami, to Jej mówię,że to pod prysznic po prostu, nie sprzedałam nigdzie od Niej ofiarowanych.....
Innym razem dziwiła się mojej czerwonej koszuli z napisem "tres chic", co to za dyskoteka(!?), albo skarpetkom w kolorowe paski albo stopkom('co to za skarpety masz co kostek nie zakrywają?':p), czy balerinom w niebieskie romby i jak tu nie zastanawiać się przy pakowaniu walizki do szpitala, kiedy jeszcze trzeba mieć stonowane kolory, nie za duże dekolty, nie za dziwaczne klapki.....
No dobra, wyniki się poprawiają , pora stąd uciekać, bo chrapiąco-kaszlące noce robią się coraz bardziej nie przespane.....