czwartek, 30 czerwca 2016

ZAKUPY.

Przez wzgląd na Mamcię, która mnie odwiedziła, wybrałam się na zakupy ;) Mamcia tak jak i ja , lubi zakupy i ubrania, więc nie mogłam Jej odmówić tej przyjemności, oczywiście w jakimś dużym Centrum Handlowym, bo w ich 'małym ośrodku' takowych nie ma ;)
Cuuudowna sprawa, zostawić wszystkich Chłopów (Syny, Męże, Ojce;)razem i oddać się Babskiemu szaleństwu, w babskim towarzystwie :D
Centra handlowe mają ten wielki plus, że w upały jest tam chłodno i przyjemnie, a gdy to jest jeszcze zwykły dzień pracy i nie ma weekendowych tłumów, to zakupy tam są samą przyjemnością, oczywiście nie jedzeniowe i jeśli nas na nie stać..... No i jeśli przestrzega się pewnych reguł ;)Najlepiej nie wchodzić do tych gdzie za ladą stoi babsztyl w pustym sklepie i lustruje Cię wzrokiem, który mówi:'Nie właź tu, nie chce mi się nawet gęby do ciebie otwierać,bo na pewno nic nie kupisz'. Właściwie nie wiem kto zatrudnia takie zmiechy, już lepiej by się sprzedały te za drogie i tak ciuchy jakby tam nikogo nie było, brałoby się, mierzyło i przy bramce przy wyjściu płaciło( bo inaczej nie wypuszczą ze sklepu, to jasne).Wchodzimy tam gdzie wesoło, kolorowo i tłoczno, bo po coś ten tłumek tam stoi:) A powyższe zmiechy odstręczają od wejścia nawet po najpiękniejsze  buty.....Właściwie nie jestem znawcą galerii, ale według mnie w zmiechach w Warszawie na prowadzenie wysuwa się Promenada :)))))BBBBB
Po drugie zakupy są przyjemne, gdy ma się oddzielną kartę (nie wspólną z Mężem),a po powrocie do domu On jest nieobecny i można ukryć 'narzędzia zbrodni' czyli metki z cenami ;P
Ostatecznie można wepchnąć koleżance(w moim przypadku Rodzicielce) udając, że to Ona kupiła:)
Hmm,biorąc pod uwagę zakupiony przeze mnie dość wycięty w paru miejscach strój kąpielowy, nie byłoby to tak proste.....
Kolejnym warunkiem ogólnej sielanki jest przerwa na kawę, bo ileż można latać po tych sklepach.....;)Jeszcze lepiej, gdy przerwa ta jest po paru udanych zakupach, można je przeżywać, ekscytować się nimi i wyciągać co chwila kawałek materiału lub podeszwy ;) by się utwierdzić w przekonaniu, że zdobyło się świetny łup! :D Nie można się na tej kawie zasiedzieć, bo plan optimum, może nie zostać wykonany i czegoś nie zdążymy oglądnąć,a wtedy w desperacji przy wyjściu możemy dokonać złego wyboru i kupić coś na siłę,czego i tak nie będziemy potem nosić, a za wymarzonym będziemy się rozglądać dotąd,aż go nie znajdziemy.
No dobra, są to moje warunki i zasady,które często się sprawdzają i powtarzają.
W wesołym, kolorowym, tłumnym sklepie kupiłam ten kusy strój kąpielowy, czarny z kolorowymi paskami (na złączach tylko nimi;),a nawet dałam się namówić na dodatkowe majtki, bo miały plażę z tyłu(to już tak jakbym prawie tam była.....).To był super zakup, a Mężu rachunku nie zobaczy, więc strój Mu się spodoba;P
Niestety przez za długie wybieranie kwiatowych poduch przez Mamę w Zara Home(są piękne), oraz szukanie i przymierzanie przez nas koszulek z serii 'jedna plus druga za 50% ceny', popełniłam powyższy błąd. Czas nam się kończył, Tata dzwonił milion razy, że się nudzi z Małym Żukiem i gdzie jesteśmy, więc desperacko wpadłam jeszcze do sklepu po jakieś letnie kolorowe buty i nabyłam ciemno-różowe :\Teraz już wiem, że mimo że wygodne i kolor niezły, to trochę babciowe są i szczycić się nimi nie będę. Dobrze ,że mam inne do nowych ubranek, które poniżej. Spodenki trochę mnie frapują,bo są z wysokim stanem i ładnie wyglądają odsłonięte, ale mniej wygodnie z materią za paskiem.Natomiast bluzka na wierzchu, kryje efekt spodenek wydłużających nogi i ginie przez to talia.Chyba będę je nosić na wierzchu, bo trzeba talię podkreślać, póki jeszcze jakaś jest.
Na pierwszym ze zdjęć niefortunne buty leżą porzucone i wzgardzone przeze mnie.....

                                          
                                                



Na ręce na drugim zdjęciu mam moją ulubioną bransoletkę papugę, którą kiedyś nabyłam i mimo że tania nie była jak na bransoletkę, to warta swej ceny. Pasuje do wielu rzeczy i jest prześliczna po prostu ;>

                                           

Poszukałam jeszcze do kolekcji innych papug, ale mam tylko jedne kolczyki od Mojego Przyjaciela, który przoduje w prezentach biżuteryjnych dla mnie i często potrafi wynaleźć coś tak ładnego lub nietypowego, że wszyscy to chwalą :) Poniższe papużki to także moje faworytki:)


                                

No, mam też dwie dziwne różne od siebie, które niby nosi się razem. Nawet ze dwa razy je ubierałam ;) są sympatyczne, choć raczej do ozdoby na wieszaczku w pokoju ;)

                                                                           


A żeby papugom było za dość, to zupełnie przypadkiem Rodzice moi wybrali się na rower na objazd okolicy i zajechali do sklepu ogrodniczego, gdzie moja Mamcia wypatrzyła papużkę w klatce i ofiarowała ją moim Synkom. Na szczęście sztuczną, żywa mogłaby stanowić pewien problem..... ;)
Nie wiem gdzie ją powieszę, bo na moim balkonie grasują krwiożercze ptaki, które rzucały się już wielokrotnie na moje tańczące na żyłce solarne motyle, przez co zamieniły się one w tańczące na żyłce paskudne czarne kadłuby :\\\\\ Jeszcze jej ogon oderwą albo nóżki....





A, niech siedzi w domu..... ;]









DIETA. 

Jednym z moich zmartwień/kłopotów/problemów jest jedzenie. Mam niedawno wykryte autoimmunologiczne zapalenie trzustki oraz inne zmiany w przewodzie pokarmowym (związane z immunologią),w związku z tym ograniczenia jedzeniowe. Z jednej strony dobrze, bo przy lekach, które biorę łatwo przytyć, więc dieta trzyma mnie w ryzach, ale codzienne wymyślanie co tu zjeść, czasem przyprawia mnie gęsią skórkę, zwłaszcza gdy Żuk nie daje mi nic ugotować, a w lodówce echo gra..... Uwielbiam kawę, a ponoć można tylko prawdziwą, lekką..... Co raz to naciągam te nakazy, bo uwielbiam rozpuszczalną z mlekiem; potem tylko czekam, czy mnie coś rozboli..... Słodycze do tej kawy kocham - oczywiście muszę ograniczać. Z ciast mogę jeść tylko drożdżowe, biszkopt i piernik - w małych ilościach.Czasem podjem kawałek czekolady i udaję sama przed sobą, że nie zauważyłam. Czekolada do tego jest tłusta,tłuste rzeczy zabronione, więc totalne przestępstwo.....
Bywa, że się poddaję, jak wczoraj i jem co jest z wyrzutami sumienia, że od jutra się do diety przyłożę..... (był tylko barszcz w proszku i makaron z dnia poprzedniego, więc karygodne zaniedbanie!)(był też kurczak, ale dziwnie pachniał, bo to z soboty, więc zostawiłam go dla Męża - jego ocena pod względem możliwości spożycia jest bardzo wyrozumiała;)).
Dziś też muszę coś ugotować, ale psujące się pieczarki nie są ani najlepszym produktem,ani tym bardziej żadnym składnikiem zdrowej diety.....Co prawda Mężu przyniósł wczoraj jakieś gotowe pierożki ze szpinakiem i wołowinkę, bo chyba stwierdził, że jak On czegoś nie załatwi, to będę wyjadać dalsze proszkowe zawartości, czego mi nie wolno,ale i ja kupiłam kurczaka (kolejnego)więc jak go nie 'sprawię'to się następny popsuje..... ;B
Jak już mi bardzo smutno, że nie mogę jeść połowy tych rzeczy, które uwielbiam, to się dobieram do sorbetów i zjadam zwykle połowę naraz, dzięki czemu mam ciągle chore gardło.
Kołowrotek chorób, jedzenia i niejedzenia zatacza kręgi i coraz bardziej kręci mi się od tego w głowie. Czy kiedyś będę jeszcze mogła normalnie jeść?.....



Przestępstwo.....

piątek, 24 czerwca 2016

BALKON.

Siedzę sobie na balkonie,sowa siedzi po mej lewej stronie.....
Obie patrzymy w ciemniejące niebo.....
Nastawiałam tu sobie lampek solarnych,trzy zmieniają kolory (jedna to ważka), dwie są zwykłe białe, no i oczywiście sowa,z jej solarnymi oczami.....
Letnie ciepłe noce są pełne uroku. W powietrzu unoszą się wspomnienia, zapachy przynoszą te chwile, jedne jedyne,które minęły bezpowrotnie zostawiając po sobie pewną melancholię,że raczej się nie powtórzą. Mimo to te noce wołają, czasem każą wręcz biec gdzieś,szukać czegoś,czego wciąż nie znaleźliśmy.....
Człowiek tak bardzo chce wiedzieć,co to jest, że szuka tego całe życie.....
Czasem bym chciała polecieć jeszcze raz na te klimatyczne koncerty,gdzie wszyscy byli sobie bliscy i podzieliliby się ostatnim piwem;), na te nocne eskapady,w których działy się szalone rzeczy z równie zwariowanymi co my nowopoznanymi,a mimo zła, które czai się wszędzie, wszystko kończyło się dobrze.....
Posiedzieć na grillu przy śmietniku do rana wymieniając się marzeniami.....
Szukać wschodu słońca po górskich połoninach,, brodzić nocą po rzece lub całować się w kałuży.....
Tańczyć na stole, w oparach bluesa aż do zatarcia się granicy miedzy nocą a dniem.....

-Mama, gdzie Tata ? - zawał na miejscu, prawie spadłam z rozkładanego krzesła,gdy zza firanki wyłonił się dawno już śpiący ponoć Synek.No gdzie, na imprezie firmowej,nie wspomina lepszych czasów,żyje nimi.
-Pracuje dziś długo,przecież pamiętasz. Wróci późno,jak wszystko załatwi.
Odprowadzić,uściskać,przytulić,poprawić żółtego Angry Birdsa, Giga-miśka i Człowieka-Fina.
Z powrotem do mego azylu.(złaź muszaku ogoniasty z mojego ekranu!!!!!)

I tak na tym balkonie nocą w towarzystwie sowy solarnej,wdychając ten upajający zapach, wśród oddalonych szeptów rozmów, żółtego blasku latarni   daje się wierzyć ,że jeszcze może kilka takich niepowtarzalnych chwil przede mną.....
Może mniej nieświadomych, może przetykanych pewną dozą smutku, ale tych właśnie magicznych, które pozostają z nami na całe życie i dają spokój duszy ,gdy ta znów w okolicy letniego przesilenia gdzieś się wyrywa.....

ŁŁAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

Jakieś Dziecko się drze. W zasadzie chyba moje.....
Oczywiście coś stuka i On się boi i zadzwońmy do Taty niech wraca. No na pewno by się ucieszył, w samym środku imprezy.O ile by odebrał.....
Pozostałam przy wersji,że ma dużo pracy i wróci późno.Nie wiem co stukało.
Przytulić,ucałować,uspokoić,puścić kołysanki, uchylić drzwi.....

Na balkonie napadł mnie jeszcze jakiś zagubiony chrabąszcz, że prawie nie uciekłam z przerażeniem, bo nie cierpię latających bzyczących. Ramiona mi zmarzły,nalazły się robactwa do domu.Ktoś w oknie obok strasznie kaszlał,wybijając mnie z zadumy,a w powietrzu czułam już jedynie dym papierosowy. Ten bez wspomnień.....
 Zeszłam więc z balkonu,zostawiając samotna sówkę,by posiedzieć samotnie w domu.....

                                                               Mój towarzysz..... ;)


wtorek, 21 czerwca 2016

SOWY.


Powyższy łańcuch z sową przypomniał mi,że jakiś czas temu nadeszła moda na sowy i każdy chciał sowę mieć. Ja też powoli jej ulegałam, w jednej z sieciówek zauroczyła mnie pewna sowa, ale jej nie kupiłam wmawiając sobie, że dużo mam wisiorków i nie często je noszę..... I to był błąd, bo do dziś ją wspominam jaka piękna była, a po jej 'stracie' próbowała to sobie zrekompensować i te parę sów i tak doszło do mojej kolekcji.....
Ten wisior zakupił mi Mężu gdzieś na internecie,bo nie mógł znieść mojego ględzenia 'Ach ta sowa taka piękna była', 'Ach czemu ja jej nie kupiłam' ,'obiad obiadem ale ta sowa.....'
Szczerze ta się do tamtej nie umywa, ale ujdzie. To ona w przybliżeniu :


Właściwie nie mam obsesji na punkcie sów, ale kupiłam sobie jeszcze kolczyki :



Potem gdzieś jeszcze urzekł mnie pierścionek :




Od Mojej Najlepszej Przyjaciółki też swego czasu dostałam małe srebrne sówki z bursztynkami:


(konieczne było mega powiększenie, chrupek ten sam co powyżej ;P)



Ostatnio skusiłam się na jeszcze jedne :




                              Mam nawet bluzkę, na której wkomponowana jest sowa :



           

 A to bluzka od brata, któremu, o dziwo, przypadła do gustu i mi ją kupił w przypływie łaskawości.....            


A niedawno wygrzebałam jeszcze sweterek z sową, trochę sfatygowany, ale jakże uroczy;)



A to najnowszy prezent od Mej Najlepszej Przyjaciółki
(jak nie wiem jakiego koloru bransoletkę, to najlepiej wszystkie kolory ;)



Sama się zdziwiłam, że parę tych sów  mam zważywszy, że nie poszukiwałam ich specjalnie -same mi wlazły w łapki ;)
Zresztą mówi się , że jak sowa lata to ktoś umrze i często uosabia ciemne moce (ta bluzka powyżej lekko trąci nimi,bo ogólnie czaszek to ja nie lubię nosić). A jednak taka rozchwytywana.....

Podobno pióra pawie też przynoszą pecha. To pewnie wymyśliły same pawie, by choć paru delikwentów nie połaszczyło się na ich ostatnie pióra w ogonie. A jednak wiara wciąż żywa, bo pamiętam jak lata temu przywiozłam pęk piór do domu z wakacji, jak je Mama zobaczyła zaraz wszystkie wywaliła i tyle ze zdobyczy..... ;)
Mi sówka poniekąd przypomina kota gdy tak siedzi skulona z wielkimi oczami i małymi uszkami i może stąd moja sympatia do niej. Poza tym jestem sową z natury, która nie lubi rano wstawać i siedzi po nocy długo. W domu i nie tylko.....

piątek, 17 czerwca 2016

HIPPIE STYLE.


Jak co dzień wybieram się na spacer po Starszego Synka do przedszkola. Oczywiście główna myśl, która zaprząta mi głowę, to w co się ubrać ;) Na spacer od bloku, do przedszkola , hehehe..... Mam przemyślenia na miarę 'blondynki' i wcielam się w nią całkiem chętnie ;] Czy zawsze trzeba myśleć o rzeczach wzniosłych i ważnych, przecież Świat składa się z dupereli i te duperele pozwalają przetrwać smutki, choroby i przemoc na świecie..... Uogólniając : mężczyźni mają mecze, na które czasem zerkam, tj.wczoraj -bardzo się ucieszyłam, bo wszyscy byli zadowoleni i to wpływa na jakość życia ;)- a kobietki, w tym ja, swoje sukienki (na które nie rzadko zerkają panowie.....) Uogólniając, bo czasem bywa odwrotnie..... W obu przypadkach..... ;)
Więc jak już sobie pozwalam odstresować mózg i moje ciężkie zaspy ponurości odgarniam, to wyciągam rzeczy nowe lub ulubione i komponuję.
Dziś wywlekłam całkiem nową sukienkę łososiową bodajże, długą,bez ramiączek , mega wygodną.
Znalazłam niedawno świetną kamizelkę i pasuje do niej idealnie. Kamizelka ta jest po Mamie i jeszcze pamiętam, jak byłam Małym Bajtlem, a Ona w niej chodziła :D Ma ładne wzory i jest ozdobą sama w sobie. Od razu hippie style powiało, więc uczesałam sobie warkocza w nieładzie, wielkie różowe okulary, długie kolczyki z kwiatami i motylami i łańcuch z kolorową sową. Buty co prawda bardziej z epoki plastiku ;) ale się w tło wtopiły, są podobnego koloru jak sukienka i mają koturny oczywiście. Są gumowe. Przyznam szczerze, niezbyt wygodne na dłuższą metę, bo mi palce ściskają w kleszczowym uścisku, że po godzinie w nich koniuszki dużego i środkowego palca mam tak zdrętwiałe, że ich nie czuję. Wtedy pora je zdjąć..... No dobra nadają się na krótkie zakupy, gdy Mężuś podwiezie mnie autem pod sklep..... A na spacer lepsze są pudrowo różowe balerinki w kwiaty.....

Tak wystylizowana, z torebką z obowiązkowym frędzlem, wybierałam się tak długo, że Mężu wrócił z pracy i zawiózł mnie na tych koturnach po powyższe małe zakupy odbierając po drodze Wika. Gdy kupiłam co trzeba poszliśmy na pobliski plac zabaw dać się wyszaleć Malcom, godzina się kończyła, palce mi drętwiały, a sukienka co raz zjeżdżała z biustu, zwłaszcza że Młodszy Żuk, wciąż za nią szarpał radośnie, gdy się do mnie zbliżał, ku uciesze paru tatusiów innych dzieci na placu zabaw.....
Wnioski?.: Choć poczułam się na początku lekko i wygodnie, wyzwolona prawie jak w latach 60-tych, to nie jest to najlepszy strój na zabawy z małymi dziećmi.....

                                                            hip hip hippie ;)

czwartek, 16 czerwca 2016

WIERSZ O KOCHANIU.



  -Kocham Cię, Synku.
  -Nawet gdy płaczę ?

Zawsze Cię kocham.
Nawet gdy płaczesz,
nawet gdy bujasz,
po domu skaczesz;

kocham Cię we dnie,
kocham Cię w nocy,
kocham, gdy robisz
budowlę z kocy;

kocham gdy brudzisz
się na podwórku,
kocham gdy wspinasz
się wciąż po murku,

kocham Cię nawet
gdy marudzisz, wiesz?
kocham Cię kiedy
porcję mleczka chcesz;

kocham Cię kiedy
z klocków budujesz,
kocham Cię nawet
jeśli coś psujesz.

I nawet w gniewie
gdy mnie nie kochasz,
kiedy się dąsasz,
krzyczysz:wynocha!

Gdy masz zły humor
czy stroisz focha,
ja wciąż niezmiennie
zawsze Cię kocham.....

środa, 15 czerwca 2016

PIERŚCIONKI.

W weekend jak wzorowi rodzice latamy po atrakcjach z Dziećmi. W ten był festyn i tysiąc nadmuchiwanych pałaców, zjeżdżalni i piłek dla Dzieci. Więc nasza starsza Pociecha szalała na tym, a my z Mężem na zmianę zajmowaliśmy kolejkę na kolejną atrakcję lub lataliśmy za młodszym.....
W kolejce bywa ciekawie, musiałam się pożreć z jedną Mamusią o miejsca,bo chciała wepchać swe dwie córeczki przed mego Synalka; w rezultacie ustąpiliśmy, bo zawezwała jeszcze trzeciego grubego wielkiego Dzieciaka przed nami, który to ponoć zajął im to miejsce (wyobraziłam sobie przy tym Mamusię owego.....-cóż, taka waleczna to ja nie jestem.....).Ogólnie zmarzłam, bo wietrzyk powiewał, a ja tylko stałam i stałam i tak przez 2 godziny,umorusałam się, bo Młodszy jadł lub zbierał ziemię, a jak Mu ją odbierałam to mnie przy tym pacał lub uciekał i zabierał wszystko co wpadło Mu pod rękę z różnych straganów za co musiałam przepraszać i wstydzić się. Rola Rodzica na festynie jest więc ciężka i marna. Jednakże mam jeden pozytywny aspekt: spotkałam panią, u której ok.5lat temu kupiłam kolczyki i pierścionek z koralików, które ręcznie robi i tym razem zaowocowało to 3 nowymi pierścionkami, bo tamtym się wiele osób zachwycało jak go nosiłam..... Tyle miałam pociechy, że wydałam trochę pieniędzy, upewniłam się gdzie pani owa jeszcze będzie (tylko po festynach, trochę to dziwne, mogłaby wiele sprzedać ,bo są prześliczne i trwałe.....), a Mężul miał jeszcze jeden powód do narzekania (nie dość,że się wystał to jeszcze żona sobie pierścionków nakupiła.....;) Ale właściwie to lepsze niż siedzenie w domu..... ;)

Poniżej moje zdobycze :)

                                                     Nr 1



                                                 Nr 2


                                               Nr 3


                                        A to kolczyki i pierścionek które zakupiłam 5 lat temu
                                            na festynie w Czersku :) W całkiem niezłej formie.


                                         
                                             Poniższy też z koralików na żyłce, ale dostałam go
                                             od Przyjaciela na urodziny. Uwielbiam.



Te koralikowe pierścionki są bardzo solidne. Pod wodą nic się z nimi nie dzieje i pięknie wyglądają na palcach. A poza tym to małe dzieło sztuki, ręcznie robione.....Mam nadzieję, że moja kolekcja tychże będzie się powoli powiększać, bo uwielbiam błyskotki, jak prawdziwa sroka.....
Muszę tylko zaopatrzyć się na kolejny festyn w większą ilość gotówki, bo większość Mężulów nie rozumie po co nam 5 takich samych pierścionków. Jakich 'takich samych'????? One są całkiem inne!!!!! ;P

piątek, 10 czerwca 2016

GOTUJĘ.

Co do szczęść i pechów, często staram się zrobić kilka rzeczy na raz, ugotować, uprać, rzucić okiem na Dziecko (bo większość wolnego, gdy śpi, zmarnotrawiłam przy komp.tel.tv. oczywiście).
Zresztą która z nas tak nie ma.....(bo faceci to ponoć jednoczynnościowi są.....;p).
Zabieram się więc za obiad. Szybko przepis, ok, kurczak jest , reszta się znajdzie.
Pokrojony, przyprawiony, okazuje się że mam 2 piersi nie trzy, ale to zmniejszę resztę.
Jakoś to będzie, bo z pół kila pieczarek w przepisie, mam 4.Dodam tylko do 4 porcji po pieczarce, reszta będzie bez. Tymianku nasypałam po wierzchu, nie do środka, co za różnica.
Do sosu dodałam jogurtu, bo zabrakło śmietany, a do zupy dolałam mleka z kartonu. Po czym upewniłam się, czy świeże, bo już jakiś czas leżało na drzwiach lodówki i okazało się, że kwaśne.....
No cóż, powiedzmy że wyszło podobnie, to jakbym dodała śmietany do zupy.....(pół dnia obserwacji siebie i Dziecka, czy się nie struliśmy).
Na koniec jak przecedzałam ryż to mi się wyślizgnął i cały wywalił do zlewu, więc wybierałam go łyżką z powrotem do sitka, zastanawiając się, co wcześniej było w zlewie, czy aby nie surowy kurczak.....
Akurat pranie się wyprało. Żuczek czekał już pod pralką, jakby pamiętał, że dorzucił mi podstępnie  do białego koloru swego żółtego angry birds'a, zielony klocek, pistolet na wodę i skórzany pokrowiec na telefon..... (uff, nie mój, może się nie rozklei?). Pistolecik zaplątał się w moje przezroczyste rajstopy, cóż, nie nadają się już do użytku..... Czasem tym okiem rzucam za Dzieckiem, a ono okazuje się nieco zagapione.....Chyba przysnęło. Oko oczywiście.

czwartek, 9 czerwca 2016

KOTECZKI.

Zainspirowana różowymi koteczkami zaczęłam przeglądać moje inne koteczkowe rzeczy. Okazało się, że mam ich całkiem sporo, biorąc pod uwagę fakt, że jako nastolatka uwielbiałam koty , zbierałam różne ich figurki, miałam szafę wylepioną ich podobiznami. Oczywiście dostawałam też wiele rzeczy z kotami, od tych co mnie znali i wiedzieli, że lubię, a potem to już przeszło na liceum i nawet na 18tkę dostałam wielkiego kota Sylwestra.....;)
Obecnie nadal lubię koty, ale nie mam już fioła na ich punkcie. Mimo to pokaźna kolekcja kolczyków i parę ciuchów się uchowało ;)
To zestaw, który dostałam od mojej byłej kierowniczki.
Ręcznie malowane na szkle.Małe dzieło sztuki!


To srebrne kociaki od Najlepszej Przyjaciółki.
Wciąż służą :)


Wisiorek od ulubionej Kuzynki.
Też ma wisiorek.


To zakup własny i mam takie też czarne, tylko zostawiłam u Rodziców.




Prezent od innej Przyjaciółki.



Wisiorek od Mężą.
Gdy jeszcze Nim nie był.....;)



Broszka od Męża.
Też z zamierzchłych czasów.



To chyba też od Męża, tak dawno, 
że właściwie to nie pamiętam.



A to najukochańszy kot - pierścionek.
Stale go noszę. Od Męża, ale sama go zauważyłam i wybrałam.



srebrny wisiorek od Ukochanego (czasy LO dawne, oczywiście Mąż)


kolczyki od ulubionej kuzyneczki


Bardzo stare (jeszcze po Mamie) spinki



Najnowsze prezenty od Słonka



od Siostry Męża na szkle malowane , podobne jak te pierwsze






Ubranka:)  (klocek mi Osek podrzucił)
Mam taką też siwą.



Takie dwie kupiłyśmy sobie kiedyś z Moją Ukochaną Mamą.



Te siedzą i 'paczą'.



To też gdzieś nabyłam. Napis mnie urzekł ;P



Lepiej wygląda na podłodze, niż na mnie.....



Najnowszy nabytek.
Te koty zawsze gdzieś mam w głowie.....
Ale to trochę za namową moich współuczestniczek szaleństw zakupowych.
Na jedną z nich była za duża, to ją uratowałam od pozostania w sklepie..... ;P



A to pamiątkowa podusia po Babci
(o Babci będzie jeszcze w dalszych postach.....)




Tyle znalazłam u siebie obecnie rzeczy z kotami, które można nosić. Mam jeszcze z 10 figurek, ze dwie puszki ozdobne z kotami, świecznik, ramkę na zdjęcia, dzwonek-kota i kota co na ogonie może trzymać inne rzeczy..... Hmm i tak niezłe zakocenie jak na pozostałości po manii.....
A odbiegając od tematu, poprosiłam dziś Mężula smsowo, by mi kupił podpaski wracając z pracy, wszystko jedno jakie , tylko by na nich pisało 'Naturella normal'. No i przyniósł 'naturella normal' w zielonym pudełku. Zapomniałam jeszcze podkreślić, by 'na tym pudełku też było napisane "podpaski"'(choć w smsie wyraźnie stało ' kup podpaski'!). Dostałam więc wkładki..... Różnica jaka jest, każdy widzi, a mężczyzn odsyłam do jakiejś pani w okolicy.....Można tym sposobem zapoznać się z sąsiadką na przykład.....;P zaprosić ją do siebie i nie siedzieć samemu w domu..... ;PPPPP

wtorek, 7 czerwca 2016

RÓŻOWA POMADKA

.
W rezultacie nałożyłam wczoraj różową spódnicę,bo stwierdziłam,że czarna za poważna,a to ma być impreza w przedszkolu,a nie apel na 3-go maja ..... Wzięłam na wierzch jasną kurtkę i było mi w niej za gorąco,ale się nie spociłam,bo dbam o higienę,w odróżnieniu od niektórych rodziców;zwłaszcza kiedy w małej salce trzeba tańczyć z dziećmi w kółku,dla ubawu pań przedszkolanek;wtedy to czuć..... No,ale dla Dzieci wszystko..... Jeszcze na pierwszym przedstawieniu się wzruszyłam,ale wtedy miał 2 lata i wszystko robił w inną stronę..... Teraz to się zastanawiam,czy naprawdę będę oglądać kiedyś te wszystkie nagrane przedstawienia..... Z tego co pamiętam moi Rodzice mieli ze mną jedno,nagrane na VHS,gdy byłam Kopciuszkiem i po kilku latach Mama "przypadkiem" nagrała na połowie jakiś serial..... I nikt prócz mnie nigdy nie chciał za bardzo tego oglądać.....Teraz z milionem filmików i nośników,dopiero będą chętni.....



Wersja ostateczna.
Żuk też nieźle ;)

poniedziałek, 6 czerwca 2016

MAMA PRZEDSZKOLAKA


Teraz temat lżejszy i przyjemniejszy. : W co się ubrać na popołudniowe przedstawienie starszego Synka w przedszkolu ;) Ma być Księciem, więc jak Mama Księcia..... ;PPPPP
Planowałam w czarną skóropodobną spódnicę, kremową bluzkę (tiulową chyba) w różowe pomadki w złotej oprawce,łapaną z tyłu kokardkami, ale zimno się zrobiło i jak się dowlekę na moich czarnych obcasach do przedszkola, to mnie przewieje jeszcze, a jak coś na wierzch nałożę, to efekt bluzki szlak trafi.....:/hmmm, może do 15 tj się ociepli..... ;P mam do tego jeszcze różowiutkie kolczyki kociaczki w złotej oprawce, złoty łańcuszek i bransoletkę.
W rezultacie pewnie nałożę co będzie, bo właśnie Żuk się zbudził i pokazuje palcem na kuchenkę z kipiącą zupą kalafiorową.On chce jeść, ja pisać, a komputer wycina mi słowa :((((( kto tu wlazł, przyznać się!!!!! (to pewnie Mój Mąż,pytałam Go jaką mamy strefę czasową ;P)
W rezultacie będę wyglądać nie jak Mama Księcia, a jak MatkaPolkaNiedoskonała w pomiętej bluzce, spocona (bo się ociepli i to jak,a ja wezmę coś na wierzch)rozczochrana,bo czasu na uczesanie nie było i spóźniona, bo Żuk przed wyjściem zrobił kupę.....
Bateria mi się rozładowuje i może dlatego komp szwankuje ?:/
Jak jestem taka spóźniona, to poszła bym poleżeć.....


Urocze kociaczki.

INTERPUNKCJA.

Jeszcze będę 'miszczem' ;) Zmieniłam strefę czasową na środkowoeuropejską i wreszcie nie piszę w środku nocy ;P Żuk dał mi dłuższą chwilę dla siebie, więc się rozkręcam, zamiast szukać miliona ciekawych blogów..... A mam jeszcze papierowy pamiętnik do 'zaktualizowania'- przecież nie porzucę Go dla komputera.....
Fakt jest jednak niezbity (jeśli fakty takowe bywają), że nie zajmie on nigdy dwóch wielkich pudeł  na strychu.Liczba ta wciąż się powiększa i jak Mama mówi, moje wnuki będą tym w piecu palić, bo nikt się po mnie nie doczyta..... Cóż, bazgranie to moja cecha osobista i właściwie dobrze mi z tym.
Chyba zawsze pisałam najbrzydziej w klasie, a może nawet na studiach.....
Na pewno z Dziewczyn.....
Nadużywam dużych liter lecz uważam je za potrzebne, staram się zmniejszyć liczbę 'no' w moich wypowiedziach, co nie jest łatwe, bo mam to w genach;) Mój Tata ma na sekretarce nagranie 'Nooo cześć, nie mogę odebrać.....' Czasem to 'no' na początku zdania, to taka bariera przed ludźmi, tarcza którą chcę się zasłonić. Bo nie lubię być z przodu, jestem obserwatorem.
Dywagacje na temat interpunkcji musiałam wtrącić, bo czasem jak ktoś się o nią potknie, to się może przewrócić, a tak będzie mocno się trzymać barierki. W moich długich , karkołomnych, niekończących się zdaniach, pełnych ponownych przecinków, wtrąceń, nawiasów, przemyśleń.....Ale co zrobić, jak ja mam milion myśli na minutę, które wlatują i wylatują z takim samym impetem z i do mojej głowy.....


KAWA

Jak miło,że znów poniedziałek..... Odkąd siedzę w domu, po tajfunie jaki przechodzi w weekendy jest to wreszcie trochę spokoju (gdy mały Żuk zaśnie).
Mogę zrobić sobie kawę, naturalną, po włosku - w tym super czajniczku, który kurzył się u mnie ok.5 lat i nagle odkryłam go ze  4 dni temu ;p i poobserwować :D
Moją Kochaną Przyjaciółkę, bo jak piszę, to i obserwuję..... I nie tylko ;) Kawę też często z Nią piję wirtualnie, wysyłamy sobie zdjęcia kaw i gadamy, oczywiście jeśli jest w domu.A co! Na odległość też można pić razem kawę, nie rozdzielą nas kilometry!!!!! Teraz będę wstawiać tu milion zdjęć kaw i nie będę zapychać sobie komórki ;B

                                                                       



Weekendy oczywiście są super, z Rodziną itp. Tyle że takie leniwienie się przy kimś , nie jest leniwieniem w czystej przyjemniej postaci, bo już Cię ktoś ocenia.....
Czujesz się wtedy leniwcem z wyrzutami sumienia, bo tyle jest do zrobienia.
Więc lenię się najprzyjemniej w samotności, porankami, gdy Mały Żuk śpi, czyli teraz.
Ci, którzy pracują, odpoczywają w weekendy (eee, czasem bzdura..... ;p),a Ci którzy siedzą w domu - odpoczywają po nich.....
Choć właściwie jak masz dzieci i pracujesz zawodowo, to naprawdę masz mało czasu na odpoczywanie.....(nie wliczając krótkiego i często przerywanego snu).