czwartek, 19 października 2017

CO SIĘ ODWLECZE, TO NIE UCIECZE.....

Mija piękna złota jesień, po paskudnej szarej aurze, mija.....
A ja wciąż niczyja..... ;PPPPP
Już leczenie zaczyna się zamazywać w przeszłości i nowe się zapowiada, a ja jeszcze do pracy nie poszłam i tak mnie to lekko już wkurza, bo przemiła Kierowniczka, co do Niej zadzwonię, zapewnia mnie ,że już tuż, tuż, ale jeszcze tysiąc przeszkód, no i czekam jak ten słup przydrożny, że może ruszą z tym bajzlem wreszcie.....
Za to Rodzinę zdążyłam poznać przyszłej szefowej : dwie Córki nastolatki i Synka trzyletniego, zawsze cała opowieść przez telefon o nich, na tyle intensywna, że nie jestem w stanie nic od siebie wtrącić.....
Dobrze, że choć z tego zimna wynurzyło się trochę lata, dziś to nawet opalałam się na działce na leżaku! 18 października 26 stopni!!!!! 8O

                                                                 



Październikowe leżakowanie :)


Z historii pobocznych odpadł mi całkiem jeden paznokieć (z serdecznego palca), bo wiedziona próżnością, na przekór wszelkim mądrym radom i podszeptom zrobiłam sobie hybrydę na już pękniętym paznokciu.....
Owszem , był ładny przez tydzień.....
Potem wdało się zakażenie i musiałam go sama praktycznie oderwać (właściwie, to nawet specjalnie nie bolało, bo chyba był już martwy.....), więc teraz wśród pozostałych kwiatków na paznokciach, mam palec mumii.....
Świetnie będzie się prezentował w pierwszych dniach pracy.....
Cóż, trudno - nauczona doświadczeniem już go niczym nie zalepię, bo znając moje szczęście, to jeszcze bym w końcu pół palca straciła..... %O

                                            

              Idą sobie dwa piękne paluszki......          - BUUU! Jestem Zombie!   - AAAAA!!!!!


Więc spędzam tą resztkę złotej jesieni bez paznokcia z Dziećmi u Rodziców:)
Robiliśmy już kilkurazowe wypady do 'galerii', więc Małżu tylko wywozi pełne walizy ;D:B
Już mnie poinformował, że rzucił to wszystko na łóżko i jak przyjadę, to póki tego nie uprzątnę i nie poutykam w czarne dziury naszego ciasnego domostwa, to nie będę miała gdzie spać.....
Nie wiem sama  co mnie opętało, kupuję jak przed wojną wszystko co mi się spodoba lub kiedykolwiek się może przydać (np. lustro do mojego przyszłego domu, którego w gruncie rzeczy mogę się nie doczekać;%DBP- masakra). Czyżbym zamierzała pójść do pracy i nie wrócić?!?!?!
Patrzę na to z boku i stukam się w głowę..... I wciąż to robię!!!!!

Poza tym siedzimy z Rodzinką, bywają najazdy Ciotek , Wujków.
Ostatnio gdy był też Małżu, Wujek stwierdził, że chyba nasz mały Osio zechce od Taty dostać dokładkę uścisków. Gdy Mały Mu przytaknął, Wujek zawołał :
- No to leć po dokładkę!!!!!
Osek zeskoczył z krzesła i pobiegł..... nie wiadomo gdzie, bo Tata siedział z nami przy stole.
Chwilę zastanawialiśmy się, co On zrozumiał, a ten powraca zadowolony z nakładką na kibel, kładzie ją na krześle w salonie i dumny zasiada na niej pokazując Wujkowi, że przyniósł co Mu kazał.....
Ale mieliśmy z Niego ubaw!!!!!
Wkracza Maluch powoli w derby przed-trzylatkowe, bardzo się zmienia, ale czasem jeszcze nie nadąża za wszystkim, jak np. dziś w aptece, gdzie tak zabawił się w kąciku dla dzieci, że zapomniał zawołać siusiu i w panice próbował powstrzymać lejący się strumień z nogawki.....
Ja jak to zobaczyłam złapałam Go pod pachę i wybiegłam z apteki, ale cóż zrobić, podłogę po nas dziewczyny i tak musiały pewnie zmywać.....
Teraz to już wcale nie wiem, czy te kąciki dla dzieci w aptekach są takie świetne, kiedy Dziecko ma się potem tak zająć, że więcej z tego potem sprzątania i płaczu niż pożytku (bowiem leków po które stałam w kolejce też już nie kupiłam, bo wstyd było wracać po obsikaniu podłogi, a poza tym Mały ciągle ryczał, że ma wszystko mokre i szedł jakby miał kije w nogawkach stawiając tak nóżki okrakiem, że zanim doszliśmy  z powrotem do domu, to już się ciemno zrobiło..... tyle, że ciepło - wiadomo złota jesień ;)

'Sielankowo' więc sobie płyną te ostatnie dni jesiennego lata, Chłopcy wciąż biją się o jakieś duperele, a ja udaję, że to  normalka i że jakoś się dogadają , póki Os nie ugryzie Wika w brzuch i dochodzi do większych ryków i histerii; Małżu dobrze to znosi, bo Go zwykle nie ma , tylko czasem wydzwania z pracy, że właśnie zjadł śniadanie w czasie późnego obiadu i był to stary łosoś sprzed dwóch dni.....
Ja odwiedziłam już parę razy cmentarz z racji nadchodzących Świąt, kiedy nas już na grobie Babci i Dziadka nie będzie, latarenki położyłam, kwiatki ułożyłam, po czym zwiała je wichura i wszystko trzeba było zbierać i układać od nowa, ale co tam, przecież na 1 listopada zawsze może spaść śnieg i mróz wszystko przytwierdzi do płyty na stałe..... 

Trwam trochę w zawieszeniu,
rozleniwieniu, rozmarzeniu.
Pcham się ku zakończeniu.
A gdy wreszcie zacznę z wielkim zadowoleniem,
wkrótce będę wspominać te chwile z utęsknieniem.....

2 komentarze: