sobota, 18 listopada 2017

COŚ BYM ZJADŁA (NIE ZŁAPAŁA!!!!!)


Wieczorem po sterydach byłam bardzo głodna,napad tzw.wilczego apetytu,a tu na kolacje dwie kromeczki i sałatka z makaronem -marna porcja dodam!
Polazłam więc na poszukiwanie jedzenia mimo że to już 19ta,w aparacie kawowym sprawiłam sobie czekoladę (która okazała się okropnie słodka 😞),po czym podreptałam do sklepiku w nadziei,że otwarty,a po drodze minęłam podświetlony główny hall,który był ustrojony w balony w ultrafiolecie z okazji dnia wcześniaka (17.11.)

                                                                           

    
       
Ciekawy widok! Wiersze i atmosfera trochę jakby inkubatora w hallu robiły atmosferę..... ;)

Sklep oczywiście zamknięty,więc głodna wracając stwierdziłam, że muszę nabyć medalik Matki Boskiej w serduszku,który mi się spodobał,a pani w szpitalu obwoźnie sprzedaje tam takie rzeczy😉 Pogapiłam się na buty w sklepie ze sprzętem medycznym-mają ciekawe fasony nie bardzo związane z medycyną za to mogące pocieszyć chorą osobę,która w przypływie rozżalenia się nad sobą pozwoli sobie na taki drogi(bo nie są tanie) prezent,nawet gdyby miała ich potem nie nałożyć.....
Minęłam fryzjera,nad którym czasem się zastanawiam czy by nie pójść,ale potem dochodzi rozsądek ,że po co mi fryzura do leżenia w łóżku,chyba że do trumny bym się miała fryzować.....
Wzięłam się ostatecznie za czipsy z warzyw wzięte z domu,bo nikt ich nie chciał jeść,dość mało zjadliwe,zwłaszcza buraki,ale "wilczy głód"nie wybiera (jakkolwiek wszystkich nie zdołałam zjeść,blee).....


               

              Oto buty ze sklepu medycznego :) Takie ładne 'medyczne';)buty to ja mogę nosić.....


Medalik oczywiście kupiłam dnia następnego,choć taka mała pocieszka,jeszcze nie jest ze mną tak źle ,więc buty odpuszczę 😉

                                                                       

'Pamiątkowy' (eee? niby co ma upamiętniać?) medalik..... 

Noi jeszcze taka sytuacja.:
Piąta rano rozbudzona idę do tego obleśnego, koedukacyjnego kibla się wysikać,wchodzę ; tylko w ostatnim papier,drzwi 🚪 otwarte na oścież - weszłam,zapełniam kubeczki na mocz do badań,a tu ktoś ciągnie za klamkę -dobrze ,że się zamknęłam -załatwiłam co miałam,biorę słoiki i odkładam jakiś płyn do dezynfekcji którego ktoś widocznie zapomniał,wychodzę,a pod drzwiami stoi mała pani (z karłowatością wrodzoną) i pyta dlaczego weszłam do tego kibla !No zdębiałam! Albo się jeszcze nie obudziłam.....
A ta dalej, że tu nie można wchodzić,bo mogę się nabawić paskudnej bakterii i przecież jest kartka na drzwiach! Jaka kartka!?Żadnej nie widziałam,zwłaszcza że drzwi były otwarte!
Przepraszam ową karlicę,a ta mi każe iść zdezynfekować ręce tym płynem,bo chyba nie chce złapać nic!
No właśnie po to tam weszłam,do cholery!!!!!
Dlatego nie cierpię szpitali coraz bardziej , mimo uprzyjemniania w nich sobie życia jak się da!
Nie dość, że mnie nie wyleczają,to jeszcze mogę wrócić z paskudną bakterią,którą mi sprzeda karlica o 5 nad ranem!!!!!
Absurdu szczyty!!!!!
Teraz będę się zastanawiać przez następne kilka tygodni nad każdym dziwnym objawem chorobowo nietypowym.....
No i jak tu nie hołdować zasadzie,że im więcej się leczysz tym bardziej jesteś chory.....😒

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz