środa, 20 września 2017

WIECZOREK POETYCKI

Tak sobie myślę, że chylić ku końcowi to się może blog o tym tytule, ale to nie znaczy, że nie zacznie się o nowym ;B (np. 'siedzę w robocie' hehe, a potem - wywalili mnie z roboty, bo pisałam w niej bloga zamiast pracować ;DDD&@;P)
Ale co tu planować - plany można mieć, czemu nie, nie znaczy, że okoliczności totalnie ich nie zmienią.....
Przez ten cały czas, gdy ze zmniejszoną częstotliwością pisałam bloga ;) przygotowywałam z Drogą Mon mój Wieczorek Poetycki, ponieważ coś we mnie się zmieniło , nawet jakby otworzyło przez ten rok (a nawet już półtora!) od czasu mojego zachorowania na te nie do końca zbadane autoimmunologiczne zapalenia.
Mon mnie namawiała, a ja zaczynałam myśleć "a co mi szkodzi....."
Mniej mnie już przejmuje co sobie kto pomyśli, przecież ja to robiłam dla osób bliskich mi i wierzę w to szczerze - życzliwych:)
Podekscytowanie moje rosło wraz ze zbliżającym się terminem i sama byłam zadziwiona, że mimo iż lekko mnie stresuje czytanie  własnych, czasem mocno osobistych wierszy, to również bardzo pozytywnie nakręca całe to wydarzenie!:)

Wszystko zaczęło się o 17tj, mieliśmy wcześniej przyjechać i poukładać stoliki i poczęstunek, ale jak zwykle zamiast 2 godziny wcześniej, przyjechaliśmy godzinę przed już z Moimi Rodzicami i Dzieciakami i zanim jeszcze kawa się zaparzyła już pojawili się pierwsi goście  - Bella z Mężem, którzy naprawdę z daleka przyjechali , co było dla mnie bardzo miłe :)
Obok sali głównej, w której wszystkich gościliśmy, była też wynajęta salka obok gdzie umieściłam moje niesforne Dzieciaki ze słodkościami i bajkami, bo Brat, który miał się nimi zająć pojechał na jakieś wojaże do Włoch. Mój Mężul i Mon  latali tam i z powrotem ustawiając ciastka, mikrofony i obrusy, Mon (właściwie jedyna i główna redaktorka tego mojego tomiku) przyniosła mi piękny wrzos, który ozdobił stół z moimi wierszami, a także księgę , do której goście mogli wpisać swe odczucia , życzenia itp.....
Jak wszyscy zaczęli się schodzić, ja witałam, dziękowałam za przybycie , przyjmowałam miłe słowa a propo mego wyglądu (sprawiłam sobie długą fantazyjną suknię, tak by pasowała do świata mojej poezji), jakieś wielkie wazony nosiłam z pięknymi bukietami, które dostałam m.in. od Mai (która przyjechała z Mery też tylko na tą okazję:*), Mojej Chrzestnej Cioci i Amika (co był po pracy i szedł na noc do pracy, a jednak nie zasnął podczas czytania ;).


  

Oto bukiety i księga gości na pierwszym planie na stole:)


Nie wspomnę już o prezentach, które mi wręczano, bo przy okazji wierszowej kończę 35lat, a że to rocznica dla mnie ważna, bo 35 to liczba , która jest wynikiem mnożenia 5 i 7, a ja sobie już dawno ubzdurałam, że lubię liczbę 5, a Mojego Małżula zmusiłam do wybrania jego ulubionej i na odczepnego wybrał 7, więc dlatego uważałam , że 35 to taka nasza liczba ;D (Następna będzie już bezpośrednio 57 - to będzie bal.....)
także z racji Mych urodzin Mężul po odczycie podarował mi tort z 35-tką , którym poczęstowałam wszystkich gości , więc właściwie to była taka inna forma urodzin.....;) Niektórzy świętują okrągłe 40-tki, 50-tki, a ja mam takie fanaberie.....;)



Tort z szarfą urodzinową od Cioci Chrzestnej i zachwyconym Wii.


Ja w mojej kreacji..... ;)
Jak widać wiersze 'dodały mi skrzydeł' ;PPD

Ci którzy nie interesowali się wierszami mogli popodziwiać widoki z okna, bo to 21- sze piętro było, a także oglądać prezentację na wyświetlaczu, którą zrobiła Mon, jako tło do zajęcia oczu obrazami mej ulubionej malarki Sierko - Filipowskiej, dziełami mojego Taty (który jedno co zauważył po całej imprezie to to , że pominęłam Jego 3 obrazy %\ 80;/) oraz zdjęciami moimi i wszystkich właściwie z Rodziny i Przyjaciół, w różnych okresach życiowych, a przygrywała temu spokojna, nastrojowa muzyka, która i mi pozwoliła się uspokoić i wczuć w nastrój wierszy, dzięki czemu nawet głos mi nie drżał podczas czytania, z czego też byłam dumna , ja - która jak ognia unikałam jakichkolwiek wystąpień publicznych - teraz czułam się tam naprawdę dobrze! Może dorosłam wreszcie do tego, by nie wstydzić się moich wierszy, bo choć obecna rzeczywistość nie 'lansuje' (że tak się wyrażę) poezji, to może właśnie dlatego warto czasem oderwać się od tych wszystkich elektronicznych wynalazków, politycznych sporów i wojen światowych, wyciszyć i poczytać/posłuchać wierszy.....?

                 



Prezentacja z bliska i z daleka..... ;)


Słuchacze ;)


A nawet podpisywałam mój tomik!!!!!


Mój Wieczorek był dla mnie wspaniałym przeżyciem, dopisała Rodzinka i Przyjaciele, Mery narobiła mnóstwo pięknych zdjęć,m.in te tu wyżej załączone, Moje Dzieciaki wraz z Córcią Pen (która była też z Mężem) i Córcią mojej Kuzynki nie zdemolowały pokoju (choć Małżul trochę musiał je temperować , chrupkami zasłany był cały stół w salce obok, a podczas mego odczytu wybuchały parę razy salwy śmiechu zza ściany;), więc wnioski jakie mi się nasuwają po tym całym wydarzeniu są oczywiste!!!!!:
Warto spełniać marzenia, nawet jeśli kosztuje to trochę czasu, pieniędzy i stresu, bo nic tak nie satysfakcjonuje jak urzeczywistnianie ich!

                                                                     

Salka Dzieci i jeden z Łasuchów:)

Nawet jeśli są niedociągnięcia, obrus jest pognieciony i prasuje się go w ostatniej chwili; zamiast stojaka do mikrofonu jest kubek z długopisami ;), niektórzy goście mają problem z dostaniem się do budynku, bo Małżul lata co chwila pomiędzy windami i nie nadąża za nimi;), prezentacja nie zgrywa się z czytanymi wierszami (podczas czytania wiersza dla Najlepszej Przyjaciółki pojawiło się moje zdjęcie z Amikiem;P albo przy wierszu dla Mężą moje dwa rozbrykane Dzieciaczki;), to jednak wszystko to zlewa się w jedną spójną całość i Mój Wieczór Poezji uważam za naprawdę udany i fajnie zrealizowany:) Inne takie w przyszłości to pestka ;)

                                                                     

Tenże mikrofon i moje tomiki :D

Po przeczytaniu wierszy usłyszałam też wiele dobrych słów, które dodały mi wiary, że może nie piszę aż takich paszkwili , pojadłam wreszcie kolorowych przekąsek, które wcześniej zamawiałam , pośmiałam się i pogadałam z Moimi Kuzynkami, Chrześniakiem, co wyrósł jak brzoza, Paniami z Mojej poprzedniej pracy, które znały mnie raczej z rymowanek jakie im czasem pisałam,
El w pięknej czarnej koronkowej kreacji, Bellą (która świetnie ujęła zapadający wieczór na zdj. poniżej ) i Pen z Mężem (ostatnimi opuszczającymi nas gośćmi), a i tak wydaje mi się , że trwało to krótko tak, jak oka mrugnięcie, okna pokryły się tysiącem migotliwych świateł ulicznych, goście się po trochu pożegnali i my wróciliśmy do domu zmęczeni , ale duchowo podbudowani.
                                                                         
                                                                         
                                                              Nad Miastem zapadła już noc.....

Ba! Ja to szczęśliwa byłam  'aż do gwiazd' - jak mówi Mój Synek.....
Dziękuję, że byliście,
'bo tylko co bez Was - nie wiem.....'

                                                                   



6 komentarzy: